piątek, 23 lipca 2010

Sen o Warszawie




Wbrew pozorom wcale się nie pomyliłem wrzucając Czesława Niemena tutaj, zamiast na bloga muzycznego. Otóż twórczość największego polskiego muzyka XX wieku stanie się dla mnie tylko punktem wyjścia do szerszych rozważań.
Nie urodziłem się w Warszawie. Mieszkam w Warszawie od dwudziestu lat (co stanowi w tej chwili jakieś 95% mojego życia) większość moich wspomnień wiąże się z tym miastem, tu chodziłem do szkoły, tu pracowałem, tu mam swój zespół muzyczny, tu mam przyjaciół i dziewczynę. Dlatego śmiało i bez wahania nazywam Warszawę moją małą ojczyzną. Dlatego też irytuje mnie, gdy ktoś tę małą ojczyznę szkaluje i obraża, gdy słyszę, że Warszawa jest brzydka, nic tam nie ma, jej mieszkańcy to chamy albo, i tu podam przykład skrajny (choć niekoniecznie rzadko występujący), że Warszawa to wrzód na dupie Polski. Szczególnie irytuje, gdy ktoś pluje na Warszawę, przyjeżdżając do niej codziennie do pracy i zarabiając tu niemałe pieniądze. Irytuje, a zarazem w pewnym sensie śmieszy, bo ci sami ludzie przyjeżdżając do tego jakże znienawidzonego miasta swoją wypasioną bryką, dworują: stolica, a nie ma obwodnicy. No, cóż – kiedy od zarobionych w Warszawie pieniędzy podatek odprowadza się gdzie indziej, nie dziwi, że nie ma obwodnicy, chodniki są krzywe, ulice zakorkowane, parki zaniedbane, a z zabytków odpada tynk.
Mimo to, nieprawdą jest, że Warszawa jest brzydka, a tym bardziej nieprawdą jest, że nic się tu nie dzieje. Dzieje się bardzo wiele. I to jeden z powodów, dla których jestem dumny z faktu bycia warszawianinem.  
 Jakiś czas temu, jak zwykle wytracając czas na Facebooku, trafiłem na stronę zatytułowaną Warszawa przeprasza za to, że jest taka zajebista. Strona posiada 9247 miłośników i liczba ta, jak sądzę, będzie nadal rosnąć. Pomyślałem, że hasło, które zrzesza użytkowników, w kontekście tego, co napisałem wyżej, jest nader celne. Wpadłem nawet na pomysł, by stać się kolejnym, dziewięć-tysięcy-dwustu-czterdziestym-ósmym fanem tej strony.  Więc co stanęło na przeszkodzie?
Postanowiłem przeczytać zamieszczane na tej stronie posty różnych użytkowników. Zaczyna się od wyliczania zalet ukochanego miasta: metra, karty miejskiej, tętniącego życia kulturalnego… gdy nagle pojawia się jeden prawdziwy, ostatni Mohikanin, ostatni rdzenny mieszkaniec tej ziemi i pisze:  Czy w tej grupie jest ktoś kto URODZIŁ się w Warszawie!? Okazuje się bowiem, że jedynie fakt urodzenia się w tym miejscu daje możliwość identyfikacji z nim. Nota bene – nie trzeba już udowadniać, że twoja rodzina mieszka tu od dziesięciu pokoleń – wystarczy, że twoi rodzice przyjechali dwa lata wcześniej, a ty urodziłeś się już tutaj i zyskujesz prawo do nazywania innych „wieśniakami”*.  Inny jegomość pisze:  Moim zdaniem problem zawieśniaczenia Warszawy powinien być rozwiązywany sukcesywnie u samych podstaw. Jedną z dróg prowadzących do odseparowania elementu buraczanego powinna być, uwaga...Rejonizacja Szkolnictwa Wyższego. Czyli na zasadzie: "Chce Pani studiować na UW? A z jakiej racji? Przecież ma Pani niedaleko siebie ...wysoko notowany Uniwersytet Suwalski. To znaczy, oczywiście, żyjemy w wolnym kraju. Ma Pani prawo złożyć podanie, a my je rozpatrzymy.”  By uczynić za dość uczciwości, dodam, że większość wypowiedzi na owej stronie jest rozsądna i wyważona. Niemniej genialni autorzy wyżej przytoczonych wykwitów bynajmniej nie są osamotnieni.
Jestem pewien, że autorzy tych lotnych wypowiedzi znają dobrze, często nucą i często cytują piosenkę Sen o Warszawie. Piosenkę Czesława Niemena, urodzonego w… Starych Wasiliczkach koło Nowogródka.
Moim zdaniem siłą takiego miasta jak Warszawa są możliwości. Możliwości, które przyciągają ludzi, którzy się tu nie urodzili. Przyciągają często ludzi zdolnych i wybitnych. Takich jak na przykład Czesław Niemen. Ostatnio jego imieniem została nazwana jedna z ulic na Żoliborzu**.  Więc może prawdziwe obywatelstwo Stolicy zdobywa się pisząc niezapomniane, wybitne i przebojowe utwory, które każdy potrafi zanucić, a nie pompatycznymi enuncjacjami na Facebooku? Więc może zamiast wytykać innym wieśniactwo (nota bene poczucie wyższości miastowych nad wiejskimi ma dość kruche podstawy, ja jedynie uważam, że lepiej człowiekowi jest mieszkać w mieście, niż na wsi, ale czy to zamieszkiwanie czyni go lepszym?), może lepiej samemu ciężej pracować? I zamiast postulować numerus clausus na uniwersytetach warto się trochę pouczyć, by dostać się na UW, zamiast zniechęcać przyjezdnych zdolnych ludzi do rozwoju tutaj. Analogia może z nieco innego poziomu, ale moim zdaniem celna – tak łatwo przyznajemy się do Lucasa Podolskiego, który urodził się w Polsce, ale możliwości rozwoju stworzyły mu Niemcy – więc to raczej Niemcy, jako wspólnota, mogą czuć się dumni, że udało im się przyciągnąć człowieka tak zdolnego.
Tym właśnie jest dla mnie Warszawa. Nie zamkniętym gettem, pełnym ksenofobicznie nastawionych filistrów, ale miastem otwartym, miastem dynamicznym. Miastem, które daje wielkie możliwości również mnie – postaram się ich nie zmarnować. Znam ludzi, którzy się tu nie urodzili, są tu krótko, ale tworzą to miasto – szanują je, pracują tu, uczą się i są cholernie dobrzy w tym co robią. Przyjechali z innych miast i ze wsi; czasem z niedaleka, czasem spoza granic województwa, czasem spoza granic kontynentu. Ale mam nadzieję, że tu zostaną.
*To tak jak rodząc się w samolocie w przestrzeni powietrznej USA, nabywasz prawo do zostania prezydentem tegoż kraju. Ciekawe, co na to Indianie?
**Wiem. Powinienem w poprzedniej notce wspomnieć o tym, że obraz współczesnego nazewnictwa ulic i placów nie jest tak jednakowo czarny, ale to była… licentia publicistica!

4 komentarze:

  1. Dobra notka. Przypomina mi mój niedawny pobyt w Krakowie, kiedy ja, zatwardziały Podlasiak, mówiłem "u nas, w Warszawie...", gdy atakowano to kochane miasto. Gdyby nie nagląca pora, napisałbym więcej. "Kochane miasto" brzmi wiem-jak, acz co poradzić - lubię, bardzo lubię je, pod wieloma zdaniami z notki powyższej mógłbym spokojnie się podpisać. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten debilny tekst o studiach w Warszawie wkurwił mnie niesamowicie. Ja pochodzę w tzw. prowincji i właśnie miałbym studiować na "Uniwersytecie Suwalskim" (tak, urodziłem się nawet w ówczesnym województwie suwalskim). Jestem całkowicie świadomy tego, że prezentuje sobą o wiele, wiele więcej niż przeciętny "warszafiak" i na studia dostałem się w równej rywalizacji, z matury - mimo, że w swojej miejscowości miałem jedno LO o wcale nie najlepszym poziomie, jakikolwiek kontakt ze światem nauki i kultury kilkadziesiąt kilometrów dalej i wokół siebie "zwykłych ludzi" a nie pseudo-intelektualistów z Jelonek (nie obrażając mieszkańców Jelonek). Z własnych obserwacji wiem, że z tzw. "prowincji" na studia do Warszawy idą raczej ludzie, którzy coś sobą reprezentują, coś umieją, coś potrafią. Warszawiak, czy coś umie, czy nie umie, chciałby studiować na UW... Na szczęście wymyślono płatne studia wieczorowe, które skutecznie zdzierają kasę z warszawskich nieuków-zarozumialców.

    Zgadzam się z chłopakami, mieszkam tu trzy lata i lubię to miasto. Tak po prostu...

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze, dziękuję Ci Rogalu za tę notkę, bardzo trafną i dającą nadzieję na to, że Warszawa może kiedyś przestanie być traktowana jako "wrzód na dupie Polski". Pamiętam, że swojego czasu spotkałem się z wypowiedzią, że szkoda że w Powstaniu Warszawskim wszystkich Nas nie wybili.

    Po drugie, jest mi również wstyd za wypowiedzi wszystkich takich idiotów, którzy by wprowadzili czystość rasową na UW, w pracy czy nawet w warzywniaku. Wiem, że teraz uogólnię, ale wolę 1 "przyjezdnego" (to nie jest obelga jakby co ;-)) niż 10 "prawdziwych Warszawiaków", których jedyne co łączy z tym miastem do żyleta na Legii i browar Królewskie. Poza tym, gdyby wprowadzono "czystość rasową" na UW to nie byłoby naszej Chorągwi, więc jedyne co można takim pomyłkom ewolucji odpisać to: spie.....j do Posejdona ;-)

    Rogal ma świadomość (bo powtarzam to do znudzenia), że moja rodzina żyje w Warszawie od mniej więcej XVIII wieku, a od końca XIX wieku związana była z Ochotą. Z tego jestem dumny. Ale "bycie Warszawianinem" to stan umysłu. Nieważne skąd pochodzisz, ale ważne jest że chcesz tu być i czujesz. Że to miasto jest Twoim pierwszym czy drugim domem. Po prostu, jak Lechu napisał, lubisz to miasto, bo się dobrze w nim czujesz.

    A tak na koniec to sobie jeszcze raz zapuszczę Niemena.

    Moses

    OdpowiedzUsuń
  4. tak - żeby tę klamerkę zapiąć, mogę napisać tylko, że ludzi bez kompleksów jest więcej i mocno wierzę w to, że ten świat nie zginie nigdy dzięki nim.

    :)

    OdpowiedzUsuń