piątek, 16 lipca 2010

Ulicą w człowieka

Aleja Obrońców Grodna 1939 roku – tak nazywać się będzie budowana właśnie ekspresówka na Bemowie – głosi internetowa wersja niebywale opiniotwórczego polskiego dziennika. Według optymistycznych założeń budowa drogi będącej przedłużeniem Trasy Armii Krajowej, a jednocześnie częścią ogólnego projektu zwanego Zewnętrzną Obwodnicą Miejską lub Obwodnicą Ekspresową, ma się zakończyć w końcu bieżącego roku. Tymczasem decyzja o nazwie już zapadła. Zanim co gorliwsi nazwą mnie zdrajcą ojczyzny czy pachołkiem Moskwy i zaprowadzą na szafot, wyjaśnię, że jak najbardziej uważam, że bohaterstwo polskich żołnierzy odpierających sowiecki atak na Grodno jest godne uczczenia. Ale przy tym mam nadzieję, że wyżej wymieniona gazeta wkrótce zamieści na swych łamach sprostowanie, tłumacząc się, że pomysł nadania budowanej obecnie trasie takiej nazwy to głupi żart. Nadzieję chyba naiwną.

Naiwną, bo nie jest to jedyna ostatnio tego typu inicjatywa. Niedawno ulica, niedaleko której mieszkam, zyskała nowego patrona – jest to patron zbiorowy – Żołnierze Wyklęci. To dosyć ponura nazwa, jak na jednopasmową uliczkę na zielonych przedmieściach, ale dałoby się to jeszcze przeżyć, gdyby nie fakt, że ulica wcześniej nazywała się – Wrocławska. Inny, dawniejszy, i może mniej kontrowersyjny przykład, to zmiana nazwy Rondo Babka na Rondo Zgrupowania AK „Radosław”. Cóż, autorzy inicjatyw zmian nazw ulic swoje działania motywują zapewne szacunkiem dla historii i chęcią uczczenia bohaterów historii najnowszej. Jest to zapewne też reakcja na „politykę nazwową” poprzedniego systemu (przykładem mój rodzinny Grudziądz – jedna z głównych ulic miasta zwana Chełmińską stała się swego czasu ulicą Obrońców Stalingradu). Ale rodzą się tu dwa pytania. Po pierwsze czy ta nazewnicza polityka na pewno jest wyrazem szacunku dla historii? I, po drugie, dlaczego to wszystko dzieje się za plecami obywateli, którzy mieszkają w pobliżu tych ulic?

Twierdząca odpowiedź na pierwsze pytanie budzi moje poważne wątpliwości. Czy używana od dziesięcioleci nazwa ulicy nie jest już nazwą historyczną? Czy nie wyrządzili warszawscy urzędnicy Babce podobnej krzywdy, jaką sześćdziesiąt lat wcześniej wyrządzili komuniści ulicy Chełmińskiej w Grudziądzu? Ktoś zapyta dlaczego przeszkadza mi Zgrupowanie AK „Radosław”. Nie przeszkadza mi. Podobnie, jak nie przeszkadzają mi obrońcy Stalingradu – w końcu przecież nic złego nie zrobili, a również ponieśli ofiary i wielu z nich wykazało się odwagą. Ale czy istniejące nazwy nie są świadectwem historii, w przypadku takiego Grudziądza nawet tej, sięgającej średniowiecza? Czy nie można ich uszanować i zostawić tak jak są?  Skoro nie wyburza się przedwojennych kamienic, by w ich miejscu postawić pomnik powstańców, to może można by też nie zmieniać nazw ulic (poza ekstremami typu Dzierżyńskiego)? Nawet jeśli ich historia jest krótka, tak jak historia ulicy Wrocławskiej na Bemowie.

Po za tym, jak już mówiłem, nie można się pozbyć wrażenia, że gorączkowe nadawanie ulicom nowych nazw jest reakcją na podobną politykę w czasach PRL. W państwie socjalistycznym bowiem, obywatel nie mógł zwyczajnie spacerować po ulicach. Jego spacer musiał być „upolityczniony”. Człowiek nie mógł po prostu spocząć na laurach, tylko nawet spacerując musiał budować socjalizm. Dlatego nazwy ulic i placów ciągle przypominały mu o walce klas, współzawodnictwie pracy oraz pozwalały snuć refleksje nad  żywotami sławnych rewolucjonistów, jak Feliks Dzierżyński czy Róża Luksemburg. Teraz mam wrażenie, że spacerując (czy jadąc samochodem) muszę cały czas myśleć o tym, że Grodno było w 1939 roku bronione i zwłaszcza o tym, przed kim było bronione. Bym ani na chwilę o tym nie zapomniał. Tak, jak moich rodziców nazwy ulic miały nachalnie zachęcać do rewolucji komunistycznej, tak nowe nazwy, mam wrażenie, zapalają mnie do rewolucji anty-komunistycznej. Ale czy w wolnym, neutralnym światopoglądowo państwie, nie można nie prowadzić żadnej rewolucji, tylko po prostu żyć i się spełniać? Czy nie za to nasi przodkowie przelewali krew? Mogę się mylić. Nie chcę też przez to powiedzieć, że rozmaici żołnierze, czy to walczący z Niemcami, czy to z Sowietami nie mają zostać uczczeni, ale czy to musi być tak nachalne?

Druga kwestia: dlaczego radni uchwalają zmiany nazw ulic nie pytając o to obywateli? Może nie wszyscy mieszkańcy po całym dniu w pracy chcą spotkać wybiegających zza węgła partyzantów? Tymczasem decydenci wykazują się dużą dowolnością i swobodą w nadawaniu nazw ulicom. Może zechcą sami zamieszkać przy ulicy o nazwie, która ich małe dzieci będzie epatowała wojną, rozstrzeleniami, zbrodniami i gwałtami? Wiem, że może ulica Bohaterów Monte Cassino w Sopocie jest bardzo przyjemnym i sympatycznym miejscem i mówiąc „Monciak”, nikt nie myśli nawet przez chwilę o martyrologii, ale trzeba przyznać, że Żołnierzy Wyklętych to nazwa o wiele bardziej ponura i sugestywna.  Wreszcie czy ktokolwiek bierze pod uwagę praktyczny wymiar zjawiska? Jak dostać się do miejsca, które ciągle zmienia nazwę, jak zmusić ludzi, by używali innej nazwy, niż ta do której się przyzwyczaili? I dlaczego jedna ulica co skrzyżowanie musi mieć inną nazwę?

Tu dochodzimy do kwestii od której zacząłem. Jak napisałem wyżej, budowana obecnie na Bemowie trasa będzie przedłużeniem Trasy AK. Czyżby zatem dzieło obrońców Grodna było równie doniosłe, jak dzieło setek tysięcy ludzi w szeregach Armii Krajowej? A może logicznym krokiem byłoby po prostu uczynienie z budowanego nowego odcinka kolejnej części Trasy AK? Wtedy być może chwała polskiego podziemia zostałaby upamiętniona jeszcze dłuższą aleją, a obrońcy Grodna nie zostaną zapomniani, ponieważ znajdą się w podręcznikach historii, muzeach i na pamiątkowych tablicach?

Mam nadzieje, że tak właśnie się stanie.

2 komentarze:

  1. Znów ciekawa, wciągająca notka (stanowczo zbyt rzadko tutaj wykwitają - ale mam nadzieję, że to się rychło zmieni, na lepsze). Frapująca na tyle, że po kwadransie dałem sobie spokój z odpisywaniem tutaj, a postanowiłem po prostu wrzucić odpowiedź na swoim blogu. Enjoy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. czytając tę notkę nasuwały mi się na myśl dwa pytania:
    1. czego to ludzie nie wymyślą?
    2. nie masz większych problemów?:P

    o ile z pierwszym stwierdzeniem o zmianie nazw ulic mogłabym podyskutować, to o tyle z drugim się zgadzam. mieszkańcy powinni mieć wpływ na nazwę ulicy przy której mieszkają (zwłaszcza jeśli ma być ona zmieniona, a oni mają przez to wyrabiać nowe dokumenty), ale zapewne ciężko byłoby dojść do jakiegoś jednego, wspólnego wniosku, który zadowolił by wszystkich, bo ile ludzi, tyle opinii. dlatego nikt mieszkańców o zdanie nie pyta ;]

    i dlaczego nie mogę się pod tym komentarzem normalnie podpisać?! wrr..

    OdpowiedzUsuń